Legenda o studni św. Marcina
Autor: ŁUKASZ „TOLDO” CICHY (22.04.2015). Dostęp 28.08.2023.
Poniżej link do źródła:
Na drodze ze Zdun do Chwaliszewa, stoi stara studnia zwana Studnią św. Marcina. Jest umiejscowiona w lesie zwanym świetomarcińskim. Według legendy w dawnych czasach w tym miejscu miała istnieć wieś z drewnianym kościołem. Opowiadano , że w wyniku ciążącej klątwy, miasto zapadło się pod ziemię. Pewnego razu z ziemi wytrysło źródełko. Przepisano wodzie z tego źródła lecznicze właściwości zwłaszcza wobec chorób oczu. Ludzie wybudowali obok źródełka kapliczkę, a obok powstał dom w którym mieszkał pustelnik. Później zniknęła również kapliczka, a pustelnik zmarł. Na miejscu pozostała jedynie studnia do której przez wiele lat przychodzili ludzie po tą niezwykłą wodę. Jak głosi legenda w dzień św. Marcina z głębi drewnianej studni można usłyszeć dźwięki dzwoneczków. Legenda częściowo znajduje miejsce w faktach historycznych. Stał też tam kościół. Raz do roku odbywały się w tym kościele odpusty w dzień św. Marcina. To miejsce w okresie zaborów było miejscem spotkań młodzieży krotoszyńskiego gimnazjum należąca do tajnego stowarzyszenia Tomasza Zana, wyrażającego bunt młodzieży polskiej przeciw germanizacji i cenzurze kultury polskiej. Znanymi ludźmi którzy uczestniczyli odbywającymi się tu spotkaniach patriotycznych to m.in: bł. Biskup poznański Michał Kozal – męczennik z obozu Dachau lub Władysław Bolewski znany i poważany lekarz z Krotoszyna. Na znak historii tego miejsca postawiono pamiątkową tablicę. Co roku w dzień 11 listopada przy studni św. Marcina jest odprawiana msza święta w intencji Ojczyzny. Studnia wyschła, ale obok do dziś istnieje malutkie źródełko.
Przyjrzyjmy się jak wyglądało to historycznie. Zdaniem prof. dr hab. Tomasza Jurka mogły tam istnieć Zdunki, czyli wioska o nazwie przyszłego miasta jeszcze przed połową XIII w. Co się stało? Józef Łukaszewicz mówi nam
o zniknięciu wioski za sprawą trzęsienia ziemi. Owym „trzęsieniem ziemi” mógł być najazd i zniszczenie wsi przez oddziały Szwedzkie lub najemne oddziały (walczące głównie dla protestanckich władców) Ernesta von Mansfelda (ok. 1580 1626). Dzięki mieszczanom z Sulmierzyc kościół odbudowano. W 1738 r. administratorem kościółka był ks. Antoni Błuchiński, w 1753 ks. Antoni Miniszewski, w latach 1770 1790 ks. Ignacy Seidel ze Śląska, a od 1790 r. franciszkanin Franciszek Szedel. Ksiądz Antoni Miniszewski został w 1753 r. tam zamordowany w niejasnych okolicznościach. Wiadomo też, że Ignacy Seidel ze Śląska nie dbał o świątynie i zaniedbywał swe obowiązki. Kościół był zawsze stary i zniszczony. Wizytator z 1602 r. mówi nam o wiosce: „na miejscu tym dawniej istniały dwie wsie, Łobzowo i Wszystko” wioski te istnieć musiały bardziej na zachód. Ponadto wizytacje odbyły sie też w 1649, 1700, 1743, 1759 i 1789. Nabożeństwa w kościele tym odbywały się 4 razy w roku. Wielkanocą 1602 r. podczas nabożeństwa udział wzięło podobno 4000 osób. Kościół był drewniany, dach kryty gontem, miał dwa małe dzwony: nad wejściem i na drzewie. Jeden z dzwonów został na początku XIX w. przeniesiony do zdunowskiego kościoła. Był pozłacany i nosił napis: „Ad capellum S: Martini in silva [1?]702„, czyli „Dla kaplicy w lesie św. Marcina [1?]702„. W 1663 r. jeden z mieszczan zapisał na remont kaplicy pewną sumę. Przed 1719 r. nastąpił kolejny remont. Przy ołtarzu był obraz św. Marcina. Do kościoła przylagało mieszkanie pustelnika, pod którym była piwnica. Nad głównym wejściem znajdowało się miejsce dla chóru. Naczyń liturgicznych kaplica nie posiadała i sprowadzano je ze Zdun. Obok świątyni znajdował się cmentarz i stodoła połączona ze stajnią oraz ogródek. W okolicy były dwa lasy: Dumbrowa i Jasiona. Las nosił też nazwę świętomarcińskiego (jak dzisiaj). W 1814 r. zmarł ostatni ksiądz, w 1824 r. zamknięto obiekt,
w 1834 r. został rozebrany przez władze pruskie i pozostała tam jedynie studnia.